Friday, February 21, 2014

Dotyk

W pierwszych minutach, godzinach, dniach, tygodniach nowej fascynacji każde muśnięcie jest miriadą obezwładniających odczuć. Na samym początku, przed pierwszym pocałunkiem czasem nawet muśnięcie palcem rozlewa się falą po całym ciele, od czubka głowy do czubka ogona.

W nowej konstelacji ta intensywność objęła wszystkie osoby.

Mekrury dotyka mnie, a ciało ogarniają fale gorąca, mrowienia, zapierające dech w piersiach doznania. Nauczona życiem delektuję się każdą ich chwilą, każdą małą fasetką odczucia. Mam ochotę dawkować przyjemność, najpierw dotyk, potem pocałunek, potem dotyk, może ból. Wszystko po kolei, oczy zachodzą mgłą.

Sol dotyka mnie a ciało odpowiada drżeniem. Dotyk rozpoznawany przez moje ciało wchodzi pod skórę. "Znam cię... znam cię..." szepcze moje ciało i otwiera się na pieszczotę. Intensywność odczucia jest ponad skalą, ale to znane, jedno, pojedyncze odczucie, jak destylat przyjemności. Mogę się na nim skupić, doświadczać go wszystkimi zmysłami.

To tak, jak by moje ciało na dotyk mniej znany reagowało eksplozją doznań, atakowało każdy zmysł nie wiedząc, nie znając. Tak, jak by chciało przygotować się na każdą ewentualność.

Dotyk znajomy odbieram wszystkimi zmysłami. Dotyk nowy ogarnia moje wszystkie zmysły.

Fascynacja jest silna i prawdziwa, z każdym dniem odkrywam o sobie coś nowego.

Jestem bardzo szczęśliwą Kotką.

Tuesday, February 18, 2014

Supernowa

Moja galaktyka się rozrasta.

Jest Sol, jest Merkury, inspirująca Wenus, cielesna Ziemia.

Wejście Merkurego w moją galaktykę zapewne naruszyło subtelną, dynamiczną równowagę układu. Serce musiało to przeżyć, dostosowując się do nowych doznań.

Z jednej strony delektuję się lawiną odczuć, jakie zapewnia początek czegoś z drugą osobą, kiedy jeszcze wzrok, ledwie dotknięcie jest tak nieznane, że wzbudza mnogość uczuć. Tak, jak by ciało jeszcze nie wiedziało, jak odpowiedzieć i odpowiadało wszystkim na raz.

Są chwile, kiedy wolałabym, by już zapanował nabuzowany trochę spokój, ale czuję, że głód tylko rośnie w miarę jedzenia.

Rozsyłam światu promienny uśmiech, sycąc się nadmiarem uczuć, tych istniejących i tych potencjalnych.

Tymczasem mózg mój biedny, tak otwarty i światły, stara się poradzić sobie z tym, że wszystkie wzorce, jakie od młodości wtłaczają się w jego strukturę mają związki jako 1+1.

Delektuję się konfuzją mojego mózgu.

W głowie zupełnie nowe fantazje, takie, jakich nigdy nie przypuszczała, że się pojawią. Mózg nie potrafi sobie poradzić, bo przecież, białe domki, dzieci i golden retriever gdzieś są na dnie.

Thursday, February 13, 2014

NRE

Mam ochotę znów przeczytać "Opening Up". W pełni odczuwam relacje, w których jestem.

Poznaję nowe istoty, które fascynują mnie na tyle, że ściągam ich w swoje pobliże. Fascynacja rodzi flirt, a flirt rodzi nową energię - NRE - New Relationship Energy. W polizwiązku ważnym jest, by to zatchnięcie, to zauroczenie, nie oddaliło nas od istniejących już w sieci relacji.

Najlepsze jest to, że NRE, tak jak każda radość, jest zasobem, który nie zmniejsza się, gdy się nim dzielisz. NRE sprawia, że uśmiecham się bardziej, więc jeszcze łatwiej uśmiechnąć się do partnera, łatwiej dać pozytywne słowo kochance.

Nie jest idealnie prosto. Wiele momentów, w których łapię się na popadaniu w ciągi myślowe, które prowadzą w stereotypowe miejsca, że łatwiej znieść partnerowi relacje z kobietami niż z innym mężczyzną... ale kiedy wreszcie się uwalniam od wątpliwości odkrywam, że żadna z relacji nie zagraża innej. Dopóki wystarcza czasu w dobie nie potrzebuję poświęcać siebie i innych, nie potrzebuję poświęcać jakości relacji. Dodatkowo w tym wszystkim mogę rozłożyć swoje wielkie potrzeby, zarówno brania, jak i dawania - na kilka osób. I jest łatwiej. Łatwiej trwać między jednym momentem nasycenia a drugim.

I nie mówię, że to dla każdego... ja jednak taka jestem.

Nienasycona.

Sunday, February 2, 2014

Punkt bez powrotu

Słucham tego uśmiechając się delikatnie po długiej rozmowie z klimatycznym znajomym.

Punkt bez powrotu - pamiętacie moment, w którym znaleźliście pierwszą osobę, taką "zwyczajną" a nie z klimatycznych anonsów, która powiedziała "ja też tak mam"?

Moment, w którym nagle czujesz, że Twoja własna urocza deprawacja nie jest osamotniona. Że takich ludzi jest więcej.

To tak, jak gdyby ktoś nagle Cię uwolnił.

Pamiętam te rozmowy, kiedy nagle możesz powiedzieć drugiemu człowiekowi coś, co wcześniej było lepkim sekretem, tą częścią, której nie można było pokazać nawet osobie, z którą było się najbliżej.

Właśnie odbyłam taką rozmowę. Człowiek, który zaintrygował mnie w środowisku zupełnie "niezwiązanym" okazał się być jednym z "naszych" i to ja miałam zaszczyt być tym człowiekiem, który mógł powiedzieć - oo, fetysz, Ty też? jak fajnie!

Moment w którym wylewasz z siebie słowa w wielkiej radości, że WRESZCIE ktoś ROZUMIE.

A wy - mieliście takie momenty?