Jestem taka mądra, bo przeżywam to po raz drugi.
(To takie ostrzeżenie dla tych, którzy mogą chcieć uważać, że wiem wszystko najlepiej ;))
Patrzę z boku, jak Ona, niczym rzymska Larunda, zapatrzona w Merkurego, przeżywa fascynację. I odżywają we mnie wspomnienia jak było, kiedy Merkury pojawił się w moim układzie.
To normalne, że nowy, nieznany człowiek fascynuje i ekscytuje. Pamiętam, że też ekscytowałam się i byłam podminowana... i też miałam trochę poczucia winy, bo przecież miałam już zobowiązania emocjonalne, a i Sol jest moim Pierwszym, no to intensywność odczuć też chciałoby się zapakować w ładne fiolki, opatrzyć numerami i trzymać w odpowiednim porządku.
Tylko że z emocjami się tak nie da.
Po pierwsze, świeże jest prawie zawsze bardziej intensywne. Niepewność podbija ekscytację, nieznane podbija fascynację... Ale trochę jest to też energią.
Zagrożeniem tego uczucia w układzie, który ma więcej osób jest to, że można tak zapamiętać się w nowej, fascynującej osobie, że pozostałe poczują się zaniedbane.
To, co pozwoliło mi zarówno poradzić sobie z moim poczuciem winy, jak i wpłynąć pozytywnie na moje stosunki z resztą układu było inwestowanie tego entuzjazmu podminowanej fascynantki we wszystkie istniejące relacje. Fascynacja nie stawała się przez to mniejsza, ale moi kochani nie czuli się zaniedbani, a i, może przede wszystkim - ja czułam się dobrze ze swoją fascynacją. Ja czułam, że robię coś, że dbam.
To takie marketingowe bycie proaktywnym.
Czy coś.
No comments:
Post a Comment