There's a little black spot on the sun today
W praktykach BDSM ból pojawia się pod różnymi postaciami i w różnym celu. Oczywiście, każdy człowiek jest inny, a ja nie mam monopolu na prawdę. Mogę mieć jednak pakiet kontrolny na moją osobistą prawdę, czyż nie?
Mój organizm w podnieceniu reaguje na ból intensyfikacją doznań.
Ból po dwóch stronach bata:
Nie kręci mnie sam fakt zadawania bólu. Kręci mnie władza. Kręci mnie Jego przyjemność, która wynika z tego bólu - bo nie bawi mnie robienie krzywdy, ale w końcu ten ból nie jest tożsamy z krzywdą. Sprzęgam się na wyższym poziomie, bo jestem bardzo empatyczna. Fizycznie czuję Jego przyjemność, ona podkręca mi oddech na cały regulator. Odbijające się w oczach oddanie, całkowite poddanie - to jest żar, który rozpala mnie po najczerwieńsze wnętrze.
Myślę, że nie mam problemu z zadawaniem bólu, bo mnie samą ten ból podnieca. Wraz z pieszczotą jest wzmacniaczem. Rozmarzam się przypominając sobie poszczególne obrazy. Pręgi na plecach, piekące klepnięcia, po których przychodzi delikatna pieszczota - ten kontrast sprawia, że owa pieszczota jest intensywniejsza, zwłaszcza, jeśli to delikatne muśnięcia.
Z drugiej strony podnieca mnie to, że ból jest narzędziem kontroli, że Pan może zadać mi go a ja zniosę go, bo taka jest moja rola. No i ten ból, który zadaję sobie sama, bo Pan tak ułoży moje ciało, bo jeśli chcę uciec staje się intensywniejszy - taka nieuchronność zmęczonych mięśni, które wgryzają klamerki głębiej...
Pragnę i wciąż pragnę tych momentów, w których przyjemność mieszana jest z bólem. Może to mój idealizm, bo w końcu przyjemność staje się tak intensywna, że ból znika. Dobro zwycięża w pulsującym wybuchu wulkanu, który rozlewa się po mnie rozgrzaną do białości lawą.
No comments:
Post a Comment